Był znany i popularny już w starożytności w basenie Morza Śródziemnego, na Bliskim Wschodzie, Centralnej Azji i Chinach. Jest bogaty w białko, błonnik, wapń, żelazo, magnez i witaminy. W średniowiecznej Europie był wraz z fasolą podstawą wyżywienia biedoty. Dzięki swojej kaloryczności (ok. 47 kcal w 100 g) i zawartości białka zastępował z powodzeniem mięso. Co ciekawe z siewek bobu wyizolowano aminokwas będący lekiem na chorobę Parkinsona.
Świeży bób dostępny jest zaledwie 3-4 tygodnie na przełomie czerwca i lipca. Nie pamiętam abym w dzieciństwie jadła bób w innej postaci niż ugotowany, pogryzany jako przekąska. Przez długi czas nie wiedziałam, że może być składnikiem potraw. A może i to z powodzeniem. Ugotowany bób można podać z masłem, zrumienioną bułką tartą czy czosnkiem. Może też być bazą do innych potraw. Gotujemy go pod przykryciem w dużej ilości wody. Bób przed gotowaniem płuczemy a do wody dodajemy cukier (1 łyżeczka /1 kg). Solimy dopiero po kilku minutach gotowania. Młody bób gotuje się szybko, stary nawet 30 min. – należy sprawdzać miękkość. Po odcedzeniu koniecznie zahartować (przepłukać dużą ilością zimnej wody). Jeśli chcemy obrać bób ze skórki, robimy to gdy jest jeszcze ciepły. Bób możemy wykorzystać również do farszów do pierogów czy naleśników, zapiekanek, makaronów – nie ma ograniczeń. Wystarczy znaleźć mu towarzystwo odpowiednich dodatków. Zapraszam do przepisów.
Ciesz się Smakiem!